środa, 16 listopada 2016

O zakończeniach słów kilka, czyli czy naprawdę wolimy happy end?

Chociaż może nie wszyscy się zgodzą, ale zakończenie jest jednym z kluczowych elementów każdej książki czy filmu i to właśnie ono potrafi skrajnie zmienić naszą opinię na temat całej produkcji. Ile razy było tak, że świetna historia została zniszczona przez marne zakończenie, bądź w przeciętnej dostaliśmy taką petardę na koniec, która zdecydowanie nadała wszystkiemu rozpędu i przyćmiła wszelkie wady, jakie wcześniej nam przeszkadzały. Bywają też twory, które swoją popularność zawdzięczają właśnie końcowym scenom i gdyby były one inne - historia pewnie przeszłaby bez echa.
Przyjrzyjmy się więc dzisiaj specyfice zakończeń. Zapraszam do rozwinięcia!

CO Z TYM HAPPY ENDEM?
Niektóre historie wręcz proszą się o happy end. Bohaterowie tyle się nacierpieli, że w końcu należy im się trochę szczęścia. Jednak czasami to wszystko przybiera tak przesłodzoną formę, że cukier wychodzi nam już uszami, nosem, czymkolwiek. Bohaterowie schodzą się, nie szczędzą sobie sztucznie brzmiących zdrobnień i nagle tracą swój cały rezon i charakter, opętani przez lukrową miłość. Znacie to? No właśnie, ja niestety też. Jednak momentami mam wrażenie, że taki typ zakończeń jest nieco wymuszony przez czytelników, czy też widzów. Zdarza się, że kontynuacja jakiegoś filmu, serialu, czy też książki, powstaje przy naciskach fanów, którzy żądni są jakiegoś konkretnego scenariusza wydarzeń i autor im ulega, nawet jeśli nie do końca jest do tego przekonany. A potem mamy takie twory, w których bohaterowie narobili tyle głupot, że logika nie pozwala na dane zakończenie, ale fani chcieli - fani mają.

NIESZCZĘŚLIWE ZAKOŃCZENIA BARDZIEJ ZAPADAJĄ W PAMIĘĆ?
Spójrzmy na tytuły, które zyskały światową sławę i szybko stały się prawdziwymi bestsellerami. Gwiazd naszych wina, Zanim się pojawiłeś, Jesienna miłość (znana też jako Szkoła uczuć) - każdy zna przynajmniej jeden z tych tytułów. Miliony osób na całym świecie pokochały te książki, bądź zachwyciły się ekranizacjami. Jednak zastanówmy się - czy gdyby zmienić w tych historiach zakończenie na typowy happy end, byłyby one tak bardzo popularne? Czy to nie zakończenie czyni je wyjątkowymi? Chociaż przy takich zakończeniach pojawiają się pewne kontrowersje i głosy niezadowolenia, to sądzę, że napędza to jeszcze bardziej popularność danego tytułu. No i spójrzmy prawdzie w oczy - czy bardziej zapamiętamy to, ile łez wylaliśmy przy czytaniu, czy to, że wszystko dobrze się skończyło? Oraz czy nagłe ozdrowienia z nieuleczalnych chorób nie byłyby przesadzone i kompletnie nierealne? Możemy narzekać, jednak gdyby w niektórych takich przypadkach zmienić zakończenie danej produkcji, zabiłoby to cały klimat i fenomen powieści, czy też filmu.

SZTUKA ODPOWIEDNIEGO DOPROWADZENIA DO ZAKOŃCZENIA
Jakie by ono nie było - szczęśliwe, zaskakujące, czy też otwarte, liczy się też to, jak autor do niego doprowadzi. Oczywiście oczekujemy od twórców tego, by cała historia trzymała równie wysoki poziom, jednak często zdarzają się dysproporcje. Bywa, że cała historia jest nużąca, by nagle w ostatnim rozdziale ruszyć z kopyta i dać nam niezłą petardę, a my zastanawiamy się - "nie można było tak od początku?". I o ile takie sytuacje jesteśmy w stanie wybaczyć, to jednak przypadki odwrotne są absolutnie niewybaczalne. Powieść wciąga nas od początku, by rozczarować zakończeniem tak marnym, jakby autor pisał je na kolanie, totalnie nie mając pojęcia, co z tym swoim tworem już zrobić, żeby doprowadzić go do końca. Czasami jest również tak, że autor tak namąci w fabule, że oczekujemy konkretnego, rozbudowanego wyjaśnienia, a potem dostajemy ochłap w postaci kilku słów na odczepnego, które tak naprawdę niczego nie wyjaśniają lub robią to w bardzo suchy sposób.

CZY MAMY PROBLEM Z OTWARTYMI ZAKOŃCZENIAMI?
Osobiście bardzo lubię ten typ zakończeń, gdy mogę stworzyć w głowie własny ciąg dalszy losów bohaterów, podejmować za nich jakieś decyzje itd., jednak zauważyłam, że często stwarza on czytelnikom/widzom wiele problemów. Zdarza się, że dostaję maile z pytaniami, jak zrozumiałam zakończenie jakiejś historii i jak sądzę - co wydarzyło się dalej. Kiedyś ktoś zapytał mnie również, czy aby na pewno jego książka miała wszystkie strony, bo historia nagle się urwała i nie było wiadomo, jaką decyzję podjęła bohaterka. Niektórzy z nas zdecydowanie bardziej wolą, gdy mają zakończenie podane na tacy - gorsze bądź lepsze, jednak rozwiązujące wszystkie wątki i dające nam odpowiedzi, na które czekaliśmy tyle czasu. W końcu, skoro autor narobił nam tyle ciekawości, to niech teraz ją zaspokoi! ;-)

PRZEWIDYWALNE NIE ZAWSZE ZNACZY ZŁE?
Przyznam szczerze - gdy dana produkcja ma nieprzewidywalne zakończenie i twórcom uda się mnie zaskoczyć, zawsze dostaje ona wielkiego plusa. Bardzo lubię podejmować się wyzwania i rozwiązywać zagadki na bieżąco, wraz z biegiem wydarzeń, więc wszelkie niespodziewane zwroty akcji są dla mnie prawdziwą gratką. Jednak, czy przewidywalne historie są aż takie złe? Jak pewnie zdążyliście zauważyć, na blogu pojawiają się czasami teksty o książkach, czy też filmach, które są całkowicie przewidywalne i wcale nie odbiera im to uroku, bo coś zupełnie innego jest ich domeną. I jak w historiach polegających na pewnych zagadkach, niewiadomych itd. nieprzewidywalność jest kluczowym elementem, to jednak w przypadku obyczajówek, romansów czy też utworów bardziej refleksyjnych, niespodzianki nie są aż tak wymagane i zwracamy raczej uwagę na inne składniki.
Jak to jest z tymi zakończeniami? Jakie lubicie najbardziej? Czy happy end już się Wam przejadł, czy może wręcz przeciwnie? Dajcie znać w komentarzach! ;-)

77 komentarzy:

  1. Ja najbardziej lubię te otwarte zakończenia- mogę wymyślać sama i to jest wspaniałe, szczególnie po bardzo dobrej książce. Uwielbiam to uczucie gdy autor całkowicie
    mnie zaskakuje ;)
    Pozdrawiam!
    Fan of books ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię puścić wodze wyobraźni i stworzyć sobie swoje zakończenie danej historii. ;)

      Usuń
  2. Różnie bywa z tymi zakonczeniami. Często zdarzało się , że beznadziejna książka miała takie zakończenie, że rzeczywiście dało się ja polubić ;)
    Happy endy Lubie ale z reguły nie sięgam po kontynuacje, gdyż zazwyczaj mnie zawodzą :p wole sama sobie odpowiedzieć co nie co ;)
    Bolesne zakończenia strasznie przeżywam ale oczywiście je pamięta się bardziej :(
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, jeśli już był happy end, to co niby miałoby się stać w kontynuacji. Często wtedy problemy bohaterów są już stworzone na siłę. ;/

      Usuń
  3. Powiem Ci, że mogą nawet wszyscy tam umrzeć na końcu bolesną śmiercią - i rąk będzie to dla mnie lepsze rozwiązanie niż otwarte zakończenie;p nienawidzę, nie cierpię, jestem chora kiedy nie wiem, jak się coś kończy ;p
    Bardzo fajny pomysł na post swoją drogą;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz, a ja znowu lubię sobie czasami sama wymyślić, jak się coś skończy. ;D

      Usuń
  4. Wszystko zależy od danego gatunku. Ale ze mną jest tak, że te nieszczęśliwe zakończenia bardziej zapadają mi w pamięć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też chyba te nieszczęśliwe, przy których zdarzyło mi się zapłakać, zapadają w pamięć bardziej niż wesołe happy endy. ;)

      Usuń
  5. Lubisz otwarte zakończenia? Mamo, ja ich nienawidzę z całego serca!
    Jeżeli chodzi o szczęśliwe czy smutne zakończenie..wszystko zależy od książki. Czasami autorzy na siłę próbują przesłodzić zakończenie, a inni wręcz przeciwnie- wszystko niszczą (niepotrzebnie). Najlepsze zakończenia to gorzko-słodkie, niby coś się smutnego stało, ale promyczek szczęścia pojawia się.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A lubię, bo mogę sobie sama stworzyć idealne zakończenie, a często mam zupełnie inny obraz zakończenia, niż wszyscy chcieliby widzieć. ;)
      Ale przyznam rację, co do przesładzania lub dramatyzowania na siłę w zakończeniu. Niektórzy niestety nie znają umiaru. ;/

      Usuń
  6. Z otwartymi zakończeniami mam tak, że z reguły ich nie lubię, ale to zależy od książki. Jeśli mammy jakiś zwykły, nieszczególny romans, to zdecydowanie wolę zakończenie zamknięte. Wydaje mi się, że akceptuje zakończenia otwarte w sytuacji kiedy powieść ma melancholijny, głębszy wymiar.
    Co do zakończeń przewidywalnych to zgadzam się z Twoją wypowiedzią. W romansach i obyczajówkach nie spodziewam się zaskakujących zwrotów akcji i jeśli przewidziałam zakończenie na początku powieści, to w ogóle mi to nie przeszkadza. Dla mnie ważne jest zaskakujące rozwiązanie w fantastyce i oczywiście w kryminałach. Tam przewidywalności nie wybaczam ;)
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, ja też w takich powieściach bazujących na tajemnicach i zagadkach nie wybaczę przewidywalności, ale za to w innych historiach mi to już aż tak nie przeszkadza. ;)

      Usuń
  7. Ja lubię prawdziwe zakończenia - jakkolwiek to brzmi. Jednak chodzi mi głównie o takie prawdziwe, jakie zdarzają się w życiu codziennym. Nawet jeśli kończą się smutno, a są adekwatne to życia codziennego zwykłych ludzi, to książka podoba mi się o wiele, wiele bardziej niż zwykły, wymuszony happy end. Chociaż przyznam, że happy-endy również lubię :)
    To dosyć kontrowersyjny temat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodzę się z Tobą - prawdziwe zakończenia są najlepsze. ;)

      Usuń
  8. Wydaje mi się że to wszystko zależy od historii. W jednych aż sie prosi o szczęśliwe zakończenie w innych wręcz przeciwnie. Uwielbiam nieprzewidywalne zakończenia, takie historie najdłużej zapadają mi w pamięci.
    Pozdrawiam WiktoriaCzytaRazemZWami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, niektóre historie są stworzone do happy endu, zaś inne do tego, żeby przy nich płakać. ;)

      Usuń
  9. Właściwie to nie mam zupełnie nic przeciwko, jeśli autor decyduje się na brak happy endu, albo na otwarte zakończenie. W przypadku tego pierwszego zwykle jestem bardzo wzruszona i tym silniej związuję się z bohaterami, jeśli chodzi o drugie - po prostu lubię, gdy pisarze zostawiają czytelnikowi trochę miejsca na rozważania. Wszystko jest lepsze od przesłodzonego happy endu, w którym bohaterowie żyją długo i szczęśliwie, ptaszki śpiewają a świat jest piękny. Bleh.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, te mega przesłodzone happy endy są okropne. I to niestety częste zjawisko jakichś serii, w których duży wpływ mają naciskający na taki obrót sprawy fani. ;/

      Usuń
  10. od czasu do czasu potrzebny jest jakiś happy end, ale w przypadki niektórych książek potrzeba właśnie gorzkiego, nieszczęśliwego zakończenia, żeby wydawały się prawdopodobne. nominowałam Cię do LBA, będzie mi bardzo miło, jeśli przyjmiesz nominację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, wszystko się przydaje, oby tylko w umiarze. ;)
      Za nominację dziękuję, ale na razie ich nie przyjmuję - brak czasu robi swoje. ;/

      Usuń
  11. Ja też lubię otwarte zakończenia! :) Możemy sami wybrać to co słuszne i śnić, co by było gdyby :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, zwłaszcza, że jedni wolą szczęśliwe zakończenia, inni smutne i przy otwartym zakończeniu możemy sami zdecydować, jakie losy zaserwujemy bohaterom. ;)

      Usuń
  12. Szczerze? ja uwielbiam smutne, tragiczne zakończenia, przy których wylewam mnóstwo łez (dlatego dla moich najukochanszych ksiazek nalezy gwiazd naszych wina, zanim sie pojawiles a z filmów miedzy innymi titanic) Smutne zakonczenia bardziej zapadają w pamiec, po przeczytaniu ksiazki patrzymy na nią z innej perspektywy. chociaz szczesliwe zakonczenia tez są dobre, ja jednak wole smutne:) Dłużej we mnie siedzą.. dłużej znaczy na zawsze;D
    Pozdrawiam kochana;)
    (recenzentka-ksiazek.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, coś w tych tragicznych historiach jest, że przechodzą one z wielkim echem i tak bardzo zapadają w pamięć. ;)

      Usuń
  13. O bogowie, jak ja nienawidzę otwartych zakończeń! Gdy tylko takie dostaję to od razu skacze mi ciśnienie :D
    Nie lubię przesłodzonych zakończeń (a wybitnie mdlące było np. w "Bez słów" Sheridan) i może wyjdę na okrutnika, ale chyba faktycznie wolę te smutne, bo przez emocje, które wywołują, rzeczywiście zapadają w pamięć. O ile zgodzę się, że "Gwiazd naszych wina" swój rozgłos w dużej mierze zawdzięcza zakończeniu, to o "Zanim się pojawiłeś" nie mogę tego powiedzieć, wręcz przeciwnie, ozłociłabym Moyes, gdyby tylko zdecydowała się na inny finał.
    Baaardzo ciekawy post (jak zwykle zresztą ;) ).
    Uściski,
    Paulina z naksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja właśnie myślę, że to zakończenie podniosło popularność Zanim się pojawiłeś - przez to dużo osób zaczęło o książce dyskutować, pojawiły się kontrowersje, bo jednak eutanazja to bardzo kontrowersyjny temat i przez to wiele osób usłyszało o książce i po nią sięgnęło. A jeśli by zrobiono happy end to jednak pewnie aż takie dyskusje by się nie zaczęły, a książka wylądowałaby gdzieś pomiędzy innymi przesłodzonymi historiami miłosnymi. ;)

      Usuń
  14. A ja nie znoszę otwartych zakończeń. Wolę jasne, klarowne rozwiązania danej historii. I jestem zwolenniczką happy endów, dlatego też ,,Zanim się pojawiłeś'' bardzo mnie rozczarował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a ze mnie chyba robi się sadystka, bo coraz rzadziej satysfakcjonują mnie happy endy. ;)

      Usuń
  15. Z jednej strony nie lubię happy endów, są zbyt przewidywalne, zaś czasami smutne zakończenie nie pasuje do historii. To wszystko zależy od wielu czynników, więc ciężko mi stwierdzić, co wolę bardziej. Pozdrawiam!
    Osobliwe Delirium

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie fakt, wszystko zależy od specyfiki książki - czasami fabuła aż się prosi o konkretne zakończenie. ;)

      Usuń
  16. Ja czytałam bardo mało książek, w który pojawił się happy end.
    Brakuje mi go właśnie w książkach. Świetnie post wszystko uwzględniłaś naprawdę mi się podobał. Obserwuje.

    http://weruczyta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja ostatnio właśnie często trafiałam na happy endy, więc chyba sobie dla odmiany zaserwuję coś innego. ;)

      Usuń
  17. Myślę, że książki bez happy endu bardziej zapadają ludziom w pamięć, bo oni je bardzo przeżywają. A zaraz są smutni i przygnębieni. Może i dużo sławy przyniosła np. książka Gwiazd naszych wina. Ale spowodowane jest to także tym, że są tam takie pojęcia jak ,,romans'' i ,,choroba''. Takie pozycje są popularne w naszych czasach.
    Przyznaję, że lubię książki z happy endu i bez niego. Lekturę zwykle cenię po dobrze skonstruowanej fabule i dobrze wykreowanych bohaterach.
    Pozdrawiam ciepło! :*
    http://magia-ksiazek-recenzje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, swego czasu była jakaś moda na książki o chorobach, ale popularność tego tytułu byłaby mniejsza, gdyby pojawiło się cudowne ozdrowienie itd. Jednak ten dramatyzm trochę porusza czytelników. ;)

      Usuń
  18. Wszystko zależy od historii. Tak jak napisałaś, nie każda historia jest stworzona do tego, żeby się źle skończyć, chociaż nawet happy endy w dużej ilości potrafią być męczące ;P
    Często mam właśnie tak, że końcówka potrafi całkowicie zmienić moją ocenę książki czy filmu. W niektórych historiach dobrze jest sobie popłakać np. w Zanim się pojawiłeś, happy end nie zrobiłby na mnie takiego wrażenia :) Z filmów klasycznym przypadkiem, gdzie końcówka ratuje całość jest zdecydowanie Sanam Re. Gdyby ten film skończył się haappy endem, w moich oczach wypadłby bardzo słabo, bo w sumie film momentami strasznie nudny. I historia taka trochę pogmatwana - nawet powiedziałabym że momentami irytująca, ale końcówka sprawiła, że film nabrał wyrazu i znacznie urósł w moich oczach.
    Oczywiście (jako niepoprawna romantyczna i fanka dobrego humoru) wolę happy endy ale dobry sad end, przy którym można popłakać (i nie raz wciśnie w fotel, a nawet przygnębi na resztę dnia) od czasu do czasu jest wręcz konieczny ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz mi się przypomniało xD
      A propos filmów ze smutnym zakończeniem: wyobrażasz sobie co by było, gdyby Aman z "Kal Ho Naa Ho" nie umarł na koniec? Film straciłby cały fenomen. Czasami sad end jest wręcz konieczny ;D

      Usuń
    2. Ej, no właśnie! Co by wtedy z bohaterem Saifa było? :D No i właśnie ta śmierć nadała całemu filmowi jakiegoś takiego przesłania, żeby cieszyć się życiem itd. No i gdyby pojawił się happy end, to raczej bym aż tak nie zapamiętała tego filmu. A tak to płaczę na nim za każdym razem tak, że aż mi wstyd przy kimś go oglądać, bo mazgaję się jak dziecko. ;)

      Usuń
  19. Ja z otwartymi zakończeniami mam coś takiego, że czasami je lubię, czasami nie. Chodzi o to, że bardzo lubię wiedzieć jak się coś skończyło i czasami mam taki niedosyt po otwartym zakończeniu. Jednak w niektórych książkach otwarte zakończenie jest niesamowite, bo można sobie to wszystko dopowiedzieć i uważam, że po prostu otwarte zakończenia nie pasują do każdej książki. Czy lubię happy endy? No niby najczęściej jest tak, że wszystko dobrze się kończy i jakoś bardzo, bardzo mnie to nie denerwuje, no bo to jednak tak jest... Jednak czasami kiedy jest smutne zakończenie, jest ono takie wzruszające i takie pasujące do powieści, że gdyby było ono szczęśliwe, to... ta książka by mi się aż tak nie spodobała.
    Osobiście uwielbiam kiedy zakończenie wprost wbija mnie w fotel i zostawia tak wiele zagadek, że nie mogę się doczekać nastepnej części :D
    Muszę ci powiedzieć, że zainspirowałaś mnie do napisania takiego postu u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, przy seriach zakończenie jest bardzo ważne, musi tak zakręcić, żeby z niecierpliwością wyczekiwać na kolejny tom! ;D

      Usuń
  20. Nudne jak z flaki olejem zakończenia są najgorsze. Wszystko tylko nie takie. Lubię na przykład te bez happy endu, bo już tak mam, że lubię sobie popłakać przy książkach, serialach czy filmach. Otwarte też są okej, bo lubię poruszać swoją wyobraźnię. Wszystko zależy od tego, jak autor doprowadzi do tego zakończenia.
    Pozdrawiam,
    BOOK MOORNING

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię sobie popłakać przy książkach i filmach, od razu się lżej na sercu robi. ;) I można z siebie wszystko wyrzucić. ;)

      Usuń
  21. Najgorsze wydają mi się otwarte zakończenia, choć w niektórych powieściach ich obecność jest naprawdę zasadna. Happy endy są przeze mnie zawsze mile widziane, ale te mniej szczęśliwe często dodają nuty autentyczności. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się chyba coraz częściej skłaniam właśnie ku tym nieszczęśliwym, ale za to bardziej realnym. ;)

      Usuń
  22. Z tą przewidywalnością zakończeń to ja tam bardzo lubię takie, w których właśnie domeną jest poprowadzenie całej akcji. Wiadomo co się stanie, wiadomo do czego to wszystko dąży, ale ważne też jest to, w jaki sposób do tego dojdzie. Jak dla mnie to jest dopiero sztuka zrobić takie dzieło, które od początku będzie informowało o swoim zakończeniu, ale tak je poprowadzić, żeby wszystkim szczęki opadły!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodzę się z tym w 100%, też lubię takie rozwiązania. Czasami idealnie pasują do historii. Znamy zakończenie, więc możemy wyszukiwać smaczków, które by na to naprowadzały. ;) Lub wręcz czytamy z prędkością światła, żeby dowiedzieć się, jak do tego wszystkiego doszło. ;)

      Usuń
  23. Kiedyś starałam się unikać książek z nieszczęśliwym zakończeniem, czułam jakbym faktycznie straciła swojego ulubionego bohatera, jego porażkę brała za swoją. Z czasem wręcz odwrotnie mi się porobiło, teraz szukam przede wszystkim otwartych zakończeń, dawanie czytelnikowi możliwości wykazania się kreatywnością, swoim zamysłem na dalszy rozwój wydarzeń. :) Oczywiście, happy endy mile widziane. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli pełna mieszanka. ;) U mnie też tak fazami z tymi zakończeniami jest. Kiedyś lubiłam happy endy, teraz jakoś wolę jak jest smutniej, ale też nie pogardzę jakimś niespodziewanym rozwiązaniem akcji, lub właśnie przekazaniem pałeczki czytelnikowi czy też widzowi, żeby sam dopisał sobie w głowie zakończenie. ;)

      Usuń
  24. U mnie bywa różnie: niekiedy wręcz proszę, aby autor przestał ułatwiać życie głównemu bohaterowi i bezczelnie podstawił mu nogę, gdy trafiam na książki, gdzie szczęśliwe zakończenie jest wręcz wymagane. Ale które z nich wolę? To też jest zależne od tego, jak została pokierowana fabuła i czy kluczowa postać nie napsuła mi krwi.
    Otwarte zakończenia? Spotykałam już na swojej drodze książki, gdzie było właśnie takie "wariactwo" i powiem szczerze, że mi nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie - dają mi ogromne pole do popisu, gdzie czasami moja wyobraźnia bardzo mnie zaskakuje. W sumie nawet przy zasugerowanym zakończeniu przez autora tworzę sobie w głowie scenariusze z serii "gdyby...". Także nie jest źle.
    Pozdrawiam. :)
    #Ivy z Bluszczowych Recenzji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, czasami autorzy aż za bardzo upiększają życie bohaterów, bądź utrudniają je aż za nadto i przez to powstaje bardzo nudna i denerwująca historia. ;/

      Usuń
  25. Ja nie lubię przewidywać zakończenia ;/
    Wole kiedy autor danej pozycji trzyma mnie w napięciu do końca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, taki dreszczyk emocji przy oczekiwaniu na rozwiązanie akcji jest niesamowity! :)

      Usuń
  26. Otwarte zakończenia są straszne. XD Te, które wiadome są już od pierwszego rozdziału, również nie są zbyt genialne.

    Jools and her books

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale czasami smaczek tkwi w tym, że poznanie zakończenia na samym początku rodzi jeszcze więcej pytań, co do tego, jak do tego wszystkiego doszło. ;D Ważne tylko, żeby autor odpowiednio wtedy pokierował historią. ;)

      Usuń
  27. Jeju, uwielbiam takie posty.
    Nie lubię otwarttych zakończen, to strasznie męczy.
    Apropo szczęsliwych zakończen... Wolę kiedy one występują, choć tak naprawdę to te smutne zapadają w pamięć, racja. I dłużej się to przeżywa.
    Pozdrawiam x
    Zapraszam na recenzję do mnie, ale także NA NOWY PROJEKT "FUZJA RECENZENTÓW KSIĄŻEK" http://fuzja-recenzentow.blogspot.com/2016/11/najwieksza-sztuka-jest-miosc-shadow.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a mnie właśnie otwarte zakończenia pobudzają. ;) Ale wiadomo, co kto lubi. ;)

      Usuń
  28. Co do zakończenia - uważam, że gdyby Harry Potter zakończył się inaczej, to byłby o wiele lepszy. Bo czasami happy end jest zdecydowanie przereklamowany i po prostu nie pasuje do całości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. HP nie czytałam do końca, bo jak wiesz, zatrzymałam się na pierwszym tomie i pogniewałam z małym czarodziejem, ale też mam takie książki, w których wolałabym coś innego, niż happy end, bo zwyczajnie mi tam coś zgrzyta. ;)

      Usuń
  29. Rzeczywiście czasami te szczęśliwe zakończenia aż ociekają słodyczą. Szczerze to mam ochotę na jakieś dramatyczne historie typu Zanim się pojawiłeś.

    OdpowiedzUsuń
  30. Nie mam wybranych, ulubionych zakończeń. Może być to happy end, może być otwarte, zaskakujące bądź nie, ważne tylko żeby pasowało do danej pozycji :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie~ Nataliaaa
    http://happy1forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to u mnie jest podobnie. ;) Aby pasowało do całej historii i przyjmę praktycznie wszystko. ;)

      Usuń
  31. U mnie to bywa różnie. Zazwyczaj wolę te smutne lub otwarte zakończenia, ale to też nie tak, że jestem wielką przeciwniczką tych szczęśliwych. To w dużej mierze zależy od czytanej książki :D.

    OdpowiedzUsuń
  32. Ja, jako, że jestem kobietą bez serce oczywiście nie za bardzo przepadam za happy endami... ale z drugiej strony lubię takie zakończenia, których zupełnie się nie spodziewam, po których nie jestem w stanie się ruszyć z miejsca i cały czas sobie powtarzam "co to takiego miało być?!". I wtedy nie ma dla mnie znaczenia czy to happy end, czy zakończenie otwarte... po prostu jest idealne ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię ten element zaskoczenia - sprawia on, że dany tytuł bardziej zapada mi w pamięć. ;)

      Usuń
  33. W sumie to zależy od książki. Choć przyznam, że otwarte zakończenia są ciekawsze, bo wtedy można wysilić swoją wyobraźnię i samemu wpaść na coś co nas usatysfakcjonuje :) Aczkolwiek lubię i bardziej i mniej szczęśliwe, a najbardziej to zaskakujące! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą. ;) Zaskakujące zakończenia są zawsze dobrym pomysłem, czy będą szczęśliwe, czy nie. ;)

      Usuń
  34. Zawsze jak mi się jakiś bohater spodoba i mam na niego crusha, to i tak w ostatecznej fazie okazuje się, że... dednął :')
    Najważniejsze jest dla mnie to, żeby zakończenie mnie zaskoczyło. Nieważne, jakie ono będzie, ma mnie rzucić na kolana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to ja też jestem za rzucaniem na kolana! ;) Bardziej w takich książkach związanych z jakimiś tajemnicami i zagadkami, no ale tam naprawdę nie ma miejsca na przewidywalność. ;)
      Mi też często umierają lubiani bohaterowie, a nie zawsze to pasuje do fabuły, więc czasami autor łamie mi serce takimi posunięciami. ;/

      Usuń
  35. Oj zakończenia potrafią dać czytelnikowi w kość :) Lubię być zaskakiwana i końcowy twist zawsze bardzo doceniam. Czasami - o czym sama wspominasz - jest przewidywalnie, ale książka nie traci przez to uroku, bo akurat w danej historii inne elementy były ważniejsze. Nie cierpię za to takich pisanych na kolanie zakończeń albo rozwiązań, które w ogóle nie wynikają z niczego, czyli autor chciał na siłę czytelnika zaskoczyć i wymyślił coś, czego logicznie absolutnie nie dało się przewidzieć (to zarzut wobec kryminałów, bo chociaż chodzi tam o zaskoczenie, to również to danie czytelnikowi szansy zmierzenia się z zagadką).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli widzę, że mamy bardzo podobne zdanie w tym temacie! ;)

      Usuń
  36. Własnie skończyłam piąty sezon Supernatural i tam właśnie było kilka refleksji na temat zakończenia; każdy głupek może usiąść i napisać początek, ale z zakończeniem nie jest już tak łatwo. W końcu to punkt wieńczący wszystko. Powinien zamknąć wszystkie wątki oraz rozwiać przypuszczenia, a w ich miejsce dać złoty medal gwarancji. No nie?
    Happy end to domena przede wszystkim romansów, młodzieżówek. Czasami - tak jak ujęłaś - wychodzi to już uszami. To takie schematyczne, para ma przeszkody, para pokonuje przeszkody i razem biegną po tęczy trzymając się za dłonie. Za t otwarte zakończenia są dość rzadkie... Może to lepiej? Jak wspomniałam oglądam Supernatural i tam każdy sezon póki co był właśnie takim otwartym zakończeniem. Z jednej strony świetnie, super, petarda, z drugiej gdyby to było zakończenie ostateczne pozostałabym przed ekranem z całkowicie pogruchotanym sercem. Otwarte zakończenia trzeba umieć pisać. Twórcy Supernatural mimo, iż przyprawiają mnie o palpitacje serca robią cudowne zakończenia. Z jednej strony jesteś zachwycona, z drugiej błagasz, żeby ta perfekcja jeszcze się przeciągnęła, chcesz wiedzieć co dalej. Wydaje mi się, że tak powinny wyglądać zakończenia. Człowiek powinien chcieć i nie chcieć zarazem go zmieniać. Nie chcieć, bo jest tak idealne. Chcieć, bo tak łamie serducho.
    Pozdrawiam, Wielopasja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Supernatural nie oglądam, ale za to bardzo lubię How to get away with murder i tam zakończenia sezonów i te połówkowe i sezonowe są tak zaskakujące zawsze, że jestem pod wrażeniem tego, jak to wszystko jest tam dopracowane. Niby czegoś się domyślasz, ale potem dostajesz taką petardę, że sam nie wiesz, co zrobić ze swoim życiem w oczekiwaniu na następne odcinki. ;D

      Usuń
  37. Hmmm... Najbardziej denerwują mnie zakończenia nieadekwatne. Wszystko przez całą powieść toczy się swoim tempem, a tu nagle z dupy autor kończy historię tak, że człowiek czuje się jak bęben pralki bez Calgonu.
    Lubię nieprzewidywalne i niekoniecznie dobre. Okrutnie podobało mi się pod tym względem "Inferno" - jedno z najlepszych zakończeń ever. Byłam za to na ekranizacji i tam mi je spieprzyli, ze myślałam, iż się popłaczę ;< Zrobili typowy, komercyjny thriller, jak oni mogli mi to zrobić? :<
    Kasia z Kasi recenzje książek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inferno nie oglądałam, więc nie wiem jak tam z tym zakończeniem, ale totalnie przyznaję rację co do tych nieadekwatnych zakończeń. Czasami autor na siłę chyba chce albo zaskoczyć, albo porwać tymi ostatnimi stronami, a wychodzi tak, że coś zupełnie tam nie pasuje, ;/

      Usuń
  38. Uwielbiam happy endy ale jednak są właśnie za bardzo przesłodzone. Te smutne rzeczywiście zapadają w pamięć <3 Pamiętam jak obejrzałam ,,Gdyby jutra nie było" i miałam ochotę wyć z przygnębienia, że nie skończyło się dobrze, ale jakie miałoby przesłanie, gdyby był happy end? Żadne. Z perspektywy cieszę się, że ten film tak się skończył. Szczerze i otwarcie nienawidzę otwartych zakończeń, nie ważne czy w dużym czy małym stopniu, nienawidzę ich i kropka.

    Cudowny wpis! Bardzo oryginalny i ciekawy, mogłabym na niego odpowiadać godzinami XD

    Pozdrawiam, Jabłuszkooo ♥
    SZELEST STRON

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Gdyby jutra nie było masz całkowitą rację - niby się strasznie płacze i ogólnie film niszczy emocjonalnie, ale gdyby był happy end, to czy cokolwiek by się z niego wyniosło? I to właśnie przez takie zakończenie, a nie inne, tak dobrze o tym filmie pamiętamy. ;D

      Usuń

Czytelniku! Pięknie dziś wyglądasz, mam nadzieję, że masz dobry dzień! ;-) Pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza - będzie mi bardzo miło poznać Twoją opinię.

Jeśli mogę tylko prosić - nie rób z komentarzy śmietnika. To nie miejsce na darmową reklamę. Spam będzie usuwany.

Pamiętajcie, że komentując, nie jesteście anonimowi. Odwiedzanie strony oraz wszelaka aktywność na niej, są jednoznaczne z akceptacją tego, iż Google pobiera Wasze dane i przetwarza je, w celu lepszego dostosowania pokazywanych treści do Waszego gustu.