Rosie i Alex od dzieciństwa są nierozłączni. Życie zadaje im jednak okrutny cios - zostają rozdzieleni: Rosie zostaje w Irlandii, gdy Alex przenosi się do Ameryki. Czy magiczny związek dwojga młodych ludzi przetrwa lata i tysiące kilometrów rozłąki? Czy wielka przyjaźń przerodziłaby się w coś silniejszego, gdyby okoliczności ułożyły się inaczej? Jeżeli los da im jeszcze jedną szansę, czy Rosie i Alex odważą się ją wykorzystać?
(opis z okładki, z lekką zmianą, by pasował również do filmu)
O tej przepięknej historii słyszał już niemal każdy. Dlatego dzisiaj pokuszę się o skonfrontowanie książki z jej ekranizacją. Zapraszam do rozwinięcia!
Muszę przyznać, że tym razem odeszłam od mojej świętej zasady "najpierw książka, potem film" i chociaż nie był to zabieg celowy, to jestem zadowolona, gdyż mam wrażenie, że właśnie to uratowało film i sprawiło, że go pokochałam. Bo jeśli ktoś liczy na wierne odwzorowanie treści, to niech lepiej nie sięga po ekranizację. To dwie zupełnie różne historie, które może i mają wspólną główną linię fabularną, ale detale i poszczególne wątki są całkowicie odmienne.
Dlatego też sądzę, że trochę nie fair byłoby wymieniać wszystkie różnice w treści, bo wyszłoby, że film jest jakimś okropieństwem, a według mnie, to udana produkcja. Fakt, na ekranizację się absolutnie nie nadaje, ale na film inspirowany książką - jak najbardziej.
KSIĄŻKA
Tytuł: Love, Rosie (dawniej: Na końcu tęczy)
Tytuł oryginalny: Where rainbows end
Autor: Cecelia Ahern
Liczba stron: 512
Wydawnictwo: Akurat (wyd. I: Muza)
PLUSY:
1. PORZUCENIE TYPOWEJ FORMY NARRACJI
Na rzecz listów, maili, SMS-ów, notatek. Całą historię poznajemy właśnie w taki sposób. Nie ma tu żadnego konkretnego narratora, oprócz krótkiego epilogu napisanego w trzeciej osobie. Dzięki korespondencji bohaterów, poznajemy różne punkty widzenia oraz często mamy pełniejszy obraz na różne sytuacje. Naprawdę lubię takie zabiegi, więc książka była dla mnie prawdziwą gratką.
2. OBSZERNY CZAS AKCJI
Akcja obejmuje 43 lata, dokładnie tak! Od siódmych urodzin Rosie, aż po spotkanie pięćdziesięcioletnich przyjaciół. I chociaż w innym przypadku mogłoby mi się to wydać nużące, to jednak w tej opowieści, właśnie to jest niesamowite. Obserwujemy życie bohaterów, to jak dorastają, dojrzewają, jak życie wystawia ich na coraz trudniejsze próby, a czas daje lekcje, które kształtują ich następne decyzje.
3. KLIMAT
Ten bieg czasu i wymieniana korespondencja nadaje całej historii cudowny klimat i nim się obejrzymy, a wkręcimy się w losy Alexa i Rosie. Będziemy płakać z nimi i się śmiać. Będziemy im kibicować i ganić za popełniane błędy.
4. PROZA ŻYCIA
Fakt, Love, Rosie jest nieco podrasowane, zwłaszcza na końcu, ale jednak jest w tej historii coś, przez co czujemy, że to historia o takich ludziach, jak my. Popełniających błędy, za które potem trzeba długo płacić, szukających siebie i próbujących ułożyć sobie życie w tym całym bałaganie, jakiego narobili.
"Życie jest zabawne, prawda? Kiedy już myślisz, że wszystko sobie poukładałeś, kiedy zaczynasz snuć plany i cieszyć się tym, że nareszcie wiesz, w którym kierunku zmierzasz, ścieżki stają się kręte, drogowskazy znikają, wiatr zaczyna wiać we wszystkie strony świata, północ staje się południem, wschód zachodem i kompletnie się gubisz. Tak łatwo jest się zgubić."
FILM
Tytuł: Love, Rosie
Reżyser: Christian Ditter
Scenariusz: Juliette Towhidi
Rok produkcji: 2014
Czas trwania: 102 min
Trailer:
1. OBSADA
Lily Collins i Sam Claflin byli wprost stworzeni do tych ról. Niesamowicie oddali charaktery postaci i była między nimi niezwykła chemia. Miło patrzyło się na tę dwójkę. Gdy czytałam książkę, już długo po pierwszym seansie ekranizacji, to mimo rozbieżności w treści, wyobrażałam sobie bohaterów właśnie tak samo.
2. KLIMAT
Zupełnie inny niż w książce, ale równie wspaniały. Film był bardzo ciepły, pełen wzruszeń, ale i zabawnych momentów. Dodatkowo, był piękny pod względem wizualnym. Oglądało mi się go bardzo miło i szybko.
3. MUZYKA
Idealnie dobrana do scen, którym towarzyszyły poszczególne piosenki. Nadal chętnie do nich wracam. Littlest things Lily Allen zawsze jest miodem na me uszy a jej Fuck you jest moim absolutnym poprawiaczem humoru.
4. UDŹWIGNIĘCIE TEMATU
Twórcy podjęli się zrobienia ekranizacji książki, która wcale nie była taka łatwa do sfilmowania. Niemalże 50 lat akcji jest nie lada wyzwaniem, które można było koncertowo popsuć. Sądzę, że właśnie dlatego akcja filmu trwa około 15 lat i stworzono coś zupełnie nowego, jedynie inspirując się książką. Wiem, można tu uznać, że nie na tym powinien polegać sens ekranizacji, jednak mi się podobało mimo wszystko. Główny wydźwięk opowieści został zachowany, więc jestem zadowolona.
Podsumowując, serdecznie polecam zarówno książkę, jak i film, ale raczej jako oddzielne produkcje, a nie relację pierwowzór-ekranizacja.
A co Wy sądzicie? Książka czy film? A może jedno i drugie?
Dajcie znać w komentarzach!
I zapraszam do polubienia nowo powstałej strony bloga na Facebooku! >>TUTAJ<<
Dla mnie definitywnie wygrywa książka jest niesamowicie ciepła, życiowa i wzruszająca, a film, jak już wspomniałaś, to dobra inspiracja, ale nie mają zbyt wiele wspólnego. Choć kadry, muzyka i klimat są wspaniałe to, i tak nie dorównują książce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://elfiastaaczyta.blogspot.com/
Książki stawiają wysoko poprzeczkę i ekranizacjom ciężko jest jej dosięgnąć ;)
UsuńUwielbiam i książkę i film. Obie wersje fantastyczne! Przez przypadek najpierw obejrzałam film, ale nie żałuję. Dzięki temu szybciej kupiłam książkę, która też mnie zauroczyła. Chyba czas sobie przeczytać ponownie, bo idzie szybko i przyjemnie ;)
OdpowiedzUsuńFakt, z czytaniem tej książki się wręcz płynie. ;) Gdy dziś wyciągnęłam ją, żeby porobić parę zdjęć, to szybko zrobiłam jeszcze powtórkę ulubionych momentów ;)
UsuńCzytałam zarówno książkę oraz co do mnie niepodobne - oglądałam film. Jednak oczywiście w kolejności "najpierw książka, potem ekranizacja" i... Cóż, zabrakło mi wtedy słów z rozczarowania. Książka jest wspaniała, jedna z moich ulubionych, na długo pozostająca w pamięci. Sam film, jako odrębna w ogóle historia był przyjemny, ale jako ekranizacja tak cudownej książki, to jakaś parodia i kompletne dno. Uratowała go w moim odczuciu obsada - w tym genialny, uroczy Sam Claflin (uwieeeelbiam Go *.*).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
A.
http://chaosmysli.blogspot.com
Dlatego ja się cieszę, że akurat tym razem najpierw oglądałam film. Gdyby pierwsza była książka, to też pewnie byłabym niezwykle rozczarowana. A tak, potraktowałam to po prostu jako miłą inspirację, bo przed przeczytaniem książki zdążyłam już pokochać film. ;)
UsuńNie oglądałam filmu, ale czytałam książkę, która bardzo, bardzo mnie rozczarowała. Szczególnie specyficzna narracja nie przypadła mi do gustu.
OdpowiedzUsuńTak już czasami jest - co jednym wyda się atutem książki, komuś innemu okaże się największą wadą. ;)
UsuńTeż najpierw oglądałam film i później czytałam książkę, dlatego uwielbiam i książkę i film 😊
OdpowiedzUsuńMiło, że mamy takie same zdanie ;)
UsuńTeż najpierw oglądałam film i później czytałam książkę, dlatego uwielbiam i książkę i film 😊
OdpowiedzUsuńMi właśnie narracja nie przypadła do gustu. Rzeczywiście, książka była tylko inspiracją. Duża różnica pomiędzy filmem a książką. Film mi się podobał głównie dlatego, że tam grał właśnie Sam Claflin.
OdpowiedzUsuńTeż bardzo lubię tego aktora ;)
UsuńKsiążki nie czytałam i nie wiem czy to zrobię. Na filmie byłam w kinie i bardzo mi się podobał, ale za dużo się nie wypowiem, bo za dobrze go nie pamiętam.
OdpowiedzUsuńCzasami tak mamy, że chociaż nie pamiętamy szczegółów, to dobrze wiemy, że jakaś produkcja nam się podobała ;)
UsuńZekranizowac blisko 50 letnia akcje w tego typu filmie to byłoby chyba zbyt dużo, te 15 lattrz można było skopać jak zauważyłas ;) jestem przed lektura więc bez problemu mogę obejrzeć film, i wtedy zdecydowac czy brać się za książkę;)
OdpowiedzUsuńDokładnie, zgadzam się z Tobą. 50 lat to dużo i film mógłby wyjść jeszcze bardziej poucinany niż wyszedł w tej formie, bo jednak w 102 min na pewno nie dałoby się tego przedstawić w zadowalający sposób.
UsuńNa książkę natknęłam się dobrych kilka lat temu, bardzo mi się spodobała chyba właśnie ze względu na sposób napisania. Gdy przeczytałam ją po raz drugi przed obejrzeniem filmu już nie urzekła mnie tak bardzo, ale dalej mam do niej sentyment :) Film jest również niezwykle uroczy i ciepły, i w tym momencie nie ma dla mnie czegoś takiego, że coś z dwojga jest lepsze. I to, i to, bardzo lubię :)
OdpowiedzUsuńPS Najwidoczniej ten film miał być jedynie adaptacją książki, a nie ekranizacją :D
Możliwe, ale cieszę się, że tak wyszło, bo tak jak Ty, bardzo lubię i książkę i film. ;)
UsuńGeneralnie, porównywać nie mogę tych dwóch dzieł do siebie, bo książki nie znam, ale sam film oglądnęłam i - o matko, to było coś! Poryczałam się jak głupia, a mi zdarza się to stosunkowo rzadko. Do tego zagrała tutaj dwójka moich ukochanych aktorów. Sam <3 Lily <3 W sumie od początku wiedziałam, że są to praktycznie dwa inne dzieła, ale nie sądziłam, że różnią się aż tak.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
gabRysiek recenzuje
Też bardzo lubię tych aktorów i tak się cieszyłam, że mogłam ich oglądać jako ekranową parę! ;)
UsuńCzytałam książkę i oglądałam film i oba bardzo mi się podobały. Przyznam szczerze, że książkę zamawiałam totalnie w ciemno, no dobra może nie totalnie, bo wszystko o niej wiedziałam z wyjątkiem tego jak jest napisana i gdy tylko do mnie przyszła, byłam totalnie zdziwiona i zawiedziona, bałam się, że mi się nie spodoba, jednak gdy tylko zaczęłam ją czytać, wiedziałam, że moje obawy są niepotrzebne bo książka bardzo mi się podobała, a pod koniec zrozumiałam, dlaczego autorka użyła takiej narracji, a nie innej, gdyż jednak te kilkadziesiąt lat myślę, że trudno by było przedstawić w innej narracji. Film również oglądałam i również bardzo mi się podobał. Obsad jest cudowna, zwłaszcza główni bohaterzy. Sam i Lily idealnie sprawdzili się w ej roli i są to jedni z moich ulubionych aktorów, więc co tu więcej chcieć? :D
OdpowiedzUsuńŚwietny post :)
Masz naprawdę fajnego bloga, z chęcią zostanę tu na dłużej i oczywiście obserwuję :)
pomiedzy-wersami.blogspot.com
Instagram: @kremciowata
Masz rację, dzięki tej formie przedstawienia fabuły praktycznie nie czuje się tego upływu czasu. ;)
UsuńBardzo podobał mi się film, książki jeszcze nie miałam okazji czytać, ale obawiam się teraz, że zniszczy mi to film :(
OdpowiedzUsuńZapraszam ;) http://zaczytanaweni.blogspot.com/
Jeśli potraktujesz film tylko jako podobną historię, a nie ekranizację, to nie powinno tak być. ;)
UsuńKsiążkę uwielbiam i uważam, że ma niesamowity przekaz, a napisanie jej w postaci korespondencji dodało jej tego czegoś. Jednak ekranizacji, a raczej luźnej adaptacji skoro niewiele ma wspólnego z powieścią, nie mam zamiaru oglądać. Nie dlatego, że jest niewiernie odwzorowana, a dlatego że ja po prostu rzadko oglądam jakiekolwiek filmy :D.
OdpowiedzUsuńpapierowe-strony.blogspot.com
Wiadomo, nie każdy lubi filmy. ;)
UsuńI zgadzam się, że ta forma nadała jej specyficznego klimatu i pewnej wyjątkowości. ;)
film! książki nie dałam rady przeczytać, właśnie ze względu na inną niż zwykle formę. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWiadomo, nic na siłę. Nie każdy lubi takie eksperymenty z formą. ;)
UsuńJestem jakaś dziwna, bo nie podoba mi się ani książka ani film :)
OdpowiedzUsuńOj tam, nie zaraz dziwna. ;) Każdy lubi coś innego i dlatego jest tak ciekawie na tym świecie. ;)
UsuńCiągle w sieci przewija się okładka tej książki i moje zainteresowanie nią coraz bardziej rosło. Ale po tym, co napisałaś, jestem przekonana, że muszę ją nabyć i przeczytać. Jestem ogromnie ciekawa, jak została napisana. Listy, notatki i taka kupa czasu... Niesamowite.
OdpowiedzUsuńFilm obejrzę jak już skończę przygodę z książką.
Mam nadzieję, że książka spodoba Ci się równie bardzo, co mi. ;)
UsuńCzytałam same pozytywne opinie, więc zakładam, że też będę z niej zadowolona.
UsuńOby! :) Nie mogę się doczekać Twojej opinii. ;)
UsuńMiałam okazję oglądać tylko film, ale jestem przekonana, że po książkę też niedługo sięgnę, bo historia bardzo mnie wciągnęła :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie polecam, mam nadzieję, że Ci się spodoba ;)
UsuńKsiążeczka już czeka na mojej półce, bo trzymam się zasady: najpierw książka, a potem film. Jestem ogromnie ciekawa tej historii, ponieważ wiele dobrego o niej słyszałam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię ciepło!
To mam nadzieję, że szybko znajdziesz dla niej czas i Ci się spodoba! :)
UsuńMiałam najpierw przeczytać książkę, a później obejrzeć film, ale nie mogłam się powstrzymać i ekranizacja już za mną :)
OdpowiedzUsuńJednak i tak książkę kiedyś przeczytam, bo czemu nie? ;))
I takie podejście to ja rozumiem! ;) Książka jest naprawdę warta przeczytania. A jak wrażenia po filmie? :)
UsuńKsiążkę dopiero mam zamiar przeczytać, ale film bardzo mi się podobał. I ten Sam! <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Paulina z naksiazki.blogspot.com
O tak, Sam jest genialnym aktorem! ;D
UsuńZarówno książka jak i film bardzo mi się podobały :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że obu nam się podobały ;)
UsuńFilm obejrzałam już kilka razy. Bardzo mi się on spodobał, więc ostatnio zabrałam się w końcu za książkę, która jest naprawdę ciekawa. Ciężko mi wybrać. Uwielbiam film i książkę :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
joolsandherbooks.blogspot.com
Fakt, ciężko wybrać, zwłaszcza, że książka i film tworzą niemal odmienne historie bohaterów ;)
UsuńKsiążki nie czytałam :( Teraz mam dużo wolnego czasu i chyba obejrzę jutro film. Osobiście nie mam problemu, czy najpierw czytać czy oglądać film :)
OdpowiedzUsuńA to życzę miłego seansu i mam nadzieję, że Ci się spodoba. ;)
UsuńNie czytałam i nie oglądałam:( znowu wstyd! Ale sądzę, że po Twojej opinii się skuszę:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Books-my life
To jeśli się skusisz, to mam nadzieję, że podzielisz się wrażeniami ;)
UsuńNie czytałam książki, bo nie miałam okazji, ale zakochałam się w filmie. Poza tym uwielbiam Sama Clafflina, wiec...
OdpowiedzUsuńchciałabym zaprosić cię do siebie na nowy filmik, paczka z Oczytani.pl
http://want-cant-must.blogspot.com/2016/08/paczka-z-oczytanipl.html
No tak, Sam wszystko wyjaśnia. :D Też go bardzo lubię ;)
UsuńJa oglądnęłam film jakiś czas temu i bardzo mi się podobał, mimo to jakoś niespecjalnie ciągnie mnie do książki. Dodatkowo fakt że składa się ona z listów i wiadomości raczej mnie odstrasza niż zachęca :/ ale film jest naprawdę bardzo przyjemny i aktorzy są faktycznie fajnie dobrani :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :*
Nowy rozdział
Rozumiem, nie każdy lubi, kiedy autor odchodzi od tradycyjnej formy narracji. ;)
UsuńAni jedno, ani drugie! Romansidła to nie coś, co lubię ;P Niemniej, film mam na dysku, także kto wie, może kiedyś go sobie puszczę. Na książkę szkoda mi czasu.
OdpowiedzUsuńdrewniany-most.blogspot.com
Film jak film, ale przy książce to nie jest takie typowe romansidło, powiedziałabym bardziej, że obyczajówka, więc może warto dać jej szansę? ;)
UsuńRomans odbieram jako podgatunek obyczajówki w sumie ;P A tych po prostu nie chce mi się czytać, bo... po co? Zwykłe życie mam na co dzień, wokół. Więc jak mam wybór, to nie sięgam po takie pozycje.
UsuńRozumiem, każdy lubi coś innego ;)
UsuńOglądałam film, ale nie czytałam książki. Nie przepadam za historiami romantycznymi, wolę fantastykę. Chociaż jako film "Love, Rosie" wypadł całkiem nieźle. Oceniam go raczej jako całkiem fajny, luźny i lekki film amerykański.
OdpowiedzUsuńoddychacpowoli.blogspot.com
To film brytyjski ;) Rozumiem, każdy lubi coś innego, a "Love, Rosie" dalekie jest od fantastyki. ;)
UsuńKsiążkę i film mam w planach ;) Nominowałam Cię do LBA: www.magicznerecenzje.blogspot.com
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ci się spodobają. ;)
UsuńNie oglądałam ani nie czytałam,ale bardzo mnie to zaciekawiło.
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie sachmey.blogpsot.com
Serdecznie polecam, może akurat Ci się spodoba książka lub film. ;)
UsuńNie oglądałam i nie czytałam, za książkę na pewno się nie wezmę, bo to nie moje klimaty, ale na film poświęcę te dwie godzinki. Uwielbiam Finnicka xD więc co tu dużo dyskutować. ;) Dobrze, że aktor spasował również do tej roli. ;)
OdpowiedzUsuńTo obejrzyj koniecznie - to będzie cudowne 102 minuty zachwycania się Samem! ;) Uwielbiam jego akcent. :D
UsuńJa chyba minimalnie wolę film - co jest dziwne, bo zazwyczaj pierwowzór jest lepszy ;) Chociaż oczywiście nie jest to jakaś znacząca różnica. Według mnie aktorzy świetnie zostali dobrani i klimat był przyjemniejszy - jakiś taki bardziej sympatyczny ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
Fakt, zazwyczaj nic nie przebije oryginału. ;)
UsuńU mnie chyba sympatia rozkłada się po połowie. ;)
Filmu jeszcze nie widziała, a jak zabierałam się za czytanie książki to nie spodziewałam się, że mi się spodoba bo na początku nie mogłam się odnaleść w formie jaką została napisana. Dobrze, że nie zwątpiłąm :P
OdpowiedzUsuńUwielbiam litery
Cieszę się, że dałaś jej szansę ;)
UsuńKsiążkę uwielbiam za to, że nie ma w niej typowej narracji, a są listy, maile i notatki. Właśnie w Love, Rosie po raz pierwszy spotkałam się z formą epistolarną i bardzo mi się to spodobało. Film jeszcze przede mną, ale zabiorę się za niego jak najszybciej - tym bardziej, że sam to jeden z moich ulubionych aktorów.
OdpowiedzUsuńBuziaki, Lunatyczka
Też właśnie uwielbiam to w książce - nadaje to niesamowity klimat historii. ;)
UsuńUwielbiam film! Niestety nie miałam przyjemności
OdpowiedzUsuńprzeczytać książkę, ale planuję to zmienić :)
Serdecznie zapraszam do mnie: http://sandraannakawa.blogspot.co.uk/
Mam nadzieję, że książka też Ci się spodoba! ;)
UsuńJak dla mnie zarówno film jak i książka są świetne !
OdpowiedzUsuńTeż tak sądzę! ;)
UsuńKsiążki po prostu nie znoszę! Nigdy więcej nie zamierzam jej czytać, jak dla mnie była okropna, nudna i mdława. Za to film bardzo mi się podobał, i na pewno będę go oglądać nie raz :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
SZELEST STRON
Szkoda, że książka Ci się nie podobała, ale wiadomo - każdy lubi coś innego ;)
UsuńKsiążki nie czytałam i niestety mnie nie ciągnie do niej, za to film mi się bardzo podobał i dzisiaj znów go obejrzę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
http://bookparadisebynatalia.blogspot.com/
To cieszę się, że chociaż film Ci się podobał. ;) Życzę miłego seansu. ;)
UsuńZarówno książkę jak i film mam już dawno za sobą. Tutaj trzymałam się mojej stałej kolejności - najpierw książka potem film. Obejrzałam film praktycznie z marszu, zaraz gdy skończyłam książkę. Czytając twój post, myślę, że to był błąd. Potraktowałam to jako ekranizację książki, a rezultat tego taki, że film niezbyt mi się podobał.
OdpowiedzUsuńSwoją wypowiedzią zmotywowałaś mnie do powtórki z filmu. Może teraz, gdy historia nie jest już taka świeża, odbiór filmu będzie inny :)
Myślę, że właśnie tak mogło być. Ja też zawsze jak się nastawiam na ekranizację, to nie skupiam się na czerpaniu przyjemności z filmu, a szukam tych różnic itd. i potem moje wrażenia są nieco słabsze.
UsuńMoże faktycznie spróbuj teraz - może bardziej Ci się spodoba film. ;)
Książkę czytałam. Całkiem ją polubiłam, chociaż obyło się bez euforii. Film wciąż przede mną. Mam więc co nadrabiać :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że film spodoba Ci się bardziej niż książka. ;)
UsuńPodobał mi się film. Nie miałam jeszcze przyjemności przeczytać książki, ale mam w planach. Autorka nie jest mi obca. Czytałam jedną książkę jej autorstwa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Mam nadzieję, że i książka Ci się spodoba. ;)
OdpowiedzUsuńJa również najpierw oglądałam film, w którym się zakochałam bez pamięci. Później jeszcze 10 razy obejrzałam film, po czym sięgnęłam po książkę. Książka mi się podoba, z pewnością warta polecenia, ale to film skradł moje serce. :)
OdpowiedzUsuńFilm jest tak ciepły i uroczy, że nie sposób go pokochać! ;)
UsuńDzięki za świetną analizę porównawczą „Love, Rosie”! Zgadzam się, że książka Cecelii Ahern i jej ekranizacja różnią się pod wieloma względami, a każda z nich ma swoje unikalne cechy, które wpływają na odbiór historii.
OdpowiedzUsuńKsiążka, z jej formą epistolarnego narratora, naprawdę pozwala głęboko zanurzyć się w myśli i emocje bohaterów. Styl Ahern, w którym poznajemy losy Rosie i Alexa przez listy, e-maile i wiadomości, jest bardzo osobisty i intymny, co sprawia, że ich relacja wydaje się niezwykle autentyczna. To, jak powoli rozwija się ich historia, daje czytelnikowi czas na prawdziwe zaangażowanie się w ich życie i uczucia.