poniedziałek, 29 czerwca 2015

Powroty, dobre rady i poczucie obowiązku

Niecały rok temu zrobiłam sobie przerwę. Czy wróciłam na stałe? Wątpię. Na pewno nie w takiej formie, jak wcześniej. Dlaczego? Bo to nie miało sensu.
Może odeszłam z blogosfery, jako jej aktywny członek, jednak obserwowałam poczynania niektórych blogów i zauważyłam dosyć modną serię, a mianowicie - serię rad: jak prowadzić bloga, jak żyć, jak się zachowywać, jak komentować wpisy. I tu nasuwa się pytanie - Wy to wszystko serio? Nie chcę nikogo obrażać, bo wielu blogerów prowadzących takie serie naprawdę szanuję i podziwiam ich zapał do prowadzenia bloga, ale może tym razem drobna rada ode mnie - to wszystko poszło o krok za daleko. Od kiedy to każdy blog musi mieć taki szablon jak pisze X, od kiedy to blogi z recenzjami muszą dodawać recenzje tylko nowych książek (no tak, bo walczy się o współprace z wydawnictwami...), od kiedy to trzeba wchodzić wszędzie i komentować, skoro post nawet mnie nie zainteresował, ale liczę, że ktoś wejdzie do mnie i zostawi równie suchy komentarz, bo też go w ogóle nie interesuje mój post, tylko swoje statystyki. Od kiedy to muszę dodawać notki w równych odstępach czasowych i stosować się do wzoru posta, który podał ktoś, kto ma wiele współprac z wydawnictwami?
A gdzie w tym wszystkim pasja, oryginalność i pomysł na siebie? Dlaczego wszyscy tak usilnie dążą do jakiegoś dziwnego wzorca, bycia jedną wielką masą, zupełnie jednakową, gdy patrzy się z daleka?
Rozumiem, są pewne zasady, których należałoby się trzymać, żeby nie powstał jakiś chaos, ale nie sądzę, że trzeba niemal wydawać o tym książki. Przykładowo to, że błędy ortograficzne są zakazane, to chyba każdy wie, więc nie róbmy z ludzi głupków. Bądźmy sobą, nie powielajmy schematów - to jest najlepsza rada na sukces. Wiem, wywołuję burzę, albo wręcz ciszę, bo po tym roku tu już nikt pewnie nie zagląda, ale czasami warto się zastanowić - czy wolisz sztuczny blog, zgodny z czyimiś wytycznymi, czy wolisz stworzyć coś swojego, co może nie będzie aż tak popularne, ale da Ci satysfakcję i poczucie, że pozostajesz w tym wszystkim sobą.
Z tym, może nieco kontrowersyjnym poglądem oraz piękną piosenką Against The Current, zostawiam Was na jakiś czas, bo w głowie mam parę pomysłów na przyszłe posty (o ile znowu nie dopadnie mnie niemoc twórcza).
Do napisania! ;)